~Odbierz przeciętnemu człowiekowi jego kłamstwo życia, wziąłeś mu zarazem cale szczęście.~
Kolejny dzień pracy jako asystentka pana Wood właśnie się zaczął. Poranne przygotowania Zayn'a do tego, aby stać się Veronicą. Ołówkowa spódnica, jasnoniebieska koszula, buty na niewysokim obcasie, peruka i lekki makijaż, a także próba zatuszowania tatuaży. Ostatnio Harry przeszkolił go jak ma to robić i wychodziło mu całkiem nieźle. Już pokrywał je w całości, nie tylko po kawałku albo wcale.
Pchnął ciężkie drzwi prowadzące do wejścia do firmy jego szefa, a zaraz po tym przywitał go ciepły uśmiech dziewczyny za ladą. Była ładną blondynką, która miała może dwadzieścia pięć lat i gdyby nie to, że poznał ją jako kobieta dawno by ją pieprzył, na którymś z biurek w budynku.
-Veronico, jak dobrze cię widzieć - usłyszał jej lekko piskliwy głos, co bardzo go denerwowało.
-Ciebie również, Abbie - odparł zmienionym już głosem i z prawdziwą elegancjom.
Kiedy przeistaczał się w jego żeńską wersje stawał się też dla wszystkich miły i uprzejmy. To w ogóle do niego nie pasowało, ale cóż mógł na to poradzić? Jeżeli chciał - przyznajmy to, został do tego zmuszony - zachować pracę w tym biurze musiał udawać. Jak na razie nikt się nie połapał i to był jego największy sukces. Chociaż nie. Największym sukcesem było wbicie się w te niewygodne buty. Od dnia, kiedy je pierwszy raz założył zaczął współczuć kobietom, które je noszą. Podziwiał je.
Wszedł do windy i nacisnął guzik z numerem ostatniego piętra. Drzwi zasunęły się, a maszyna ruszyła do góry. Kilka sekund później wychodził na pusty korytarz, co go nie zdziwiło, ponieważ firmę otwierano od dziewiątej, a on musiał być tutaj pół godziny wcześniej, aby przed przyjściem Anthony'ego wszystko ogarnąć.
Rzucił torebkę, która nawiasem mówiąc nie była mu do niczego potrzebna, na biurko. Usiadł na obrotowym fotelu i westchnął przeciągle. No to się zaczyna - pomyślał.
Włączył komputer znajdujący się przed nim i zaczął przeglądać co ma do załatwienia dzisiejszego dnia. Nie było tego zbyt wiele, ponieważ pan Wood nie wymagał bardzo dużo, jednak zawsze. Nie mógł narzekać na pracę, ponieważ zarobki też były dobre, ale to nie to o czym zawsze marzył. Nie kręciła go praca w biurze. Chciał być artystą, nie ważne w jakim kierunku. Mógł śpiewać, malować czy komponować. Wszystko to sprawiało mu uśmiech na twarzy. Oprócz tego zawsze marzył o własnym studiu tatuażu. Był już bliski wcielenia tego pomysłu w życie, gdyby nie jego najlepszy przyjaciel.
Jeszcze raz przeskanował wzrokiem listę rzeczy do zrobienia i stwierdził, że najpierw zmieni terminy lotów Anthony'ego do Nowego Jorku. Jego szef obiecał mu, że te trzy dni, kiedy go nie będzie, jego pracownik lub jak myślał pracownica będzie mieć wolne od pracy. Zayn nie mógł sobie wymarzyć lepszego pracodawcy.
Pchnął ciężkie drzwi prowadzące do wejścia do firmy jego szefa, a zaraz po tym przywitał go ciepły uśmiech dziewczyny za ladą. Była ładną blondynką, która miała może dwadzieścia pięć lat i gdyby nie to, że poznał ją jako kobieta dawno by ją pieprzył, na którymś z biurek w budynku.
-Veronico, jak dobrze cię widzieć - usłyszał jej lekko piskliwy głos, co bardzo go denerwowało.
-Ciebie również, Abbie - odparł zmienionym już głosem i z prawdziwą elegancjom.
Kiedy przeistaczał się w jego żeńską wersje stawał się też dla wszystkich miły i uprzejmy. To w ogóle do niego nie pasowało, ale cóż mógł na to poradzić? Jeżeli chciał - przyznajmy to, został do tego zmuszony - zachować pracę w tym biurze musiał udawać. Jak na razie nikt się nie połapał i to był jego największy sukces. Chociaż nie. Największym sukcesem było wbicie się w te niewygodne buty. Od dnia, kiedy je pierwszy raz założył zaczął współczuć kobietom, które je noszą. Podziwiał je.
Wszedł do windy i nacisnął guzik z numerem ostatniego piętra. Drzwi zasunęły się, a maszyna ruszyła do góry. Kilka sekund później wychodził na pusty korytarz, co go nie zdziwiło, ponieważ firmę otwierano od dziewiątej, a on musiał być tutaj pół godziny wcześniej, aby przed przyjściem Anthony'ego wszystko ogarnąć.
Rzucił torebkę, która nawiasem mówiąc nie była mu do niczego potrzebna, na biurko. Usiadł na obrotowym fotelu i westchnął przeciągle. No to się zaczyna - pomyślał.
Włączył komputer znajdujący się przed nim i zaczął przeglądać co ma do załatwienia dzisiejszego dnia. Nie było tego zbyt wiele, ponieważ pan Wood nie wymagał bardzo dużo, jednak zawsze. Nie mógł narzekać na pracę, ponieważ zarobki też były dobre, ale to nie to o czym zawsze marzył. Nie kręciła go praca w biurze. Chciał być artystą, nie ważne w jakim kierunku. Mógł śpiewać, malować czy komponować. Wszystko to sprawiało mu uśmiech na twarzy. Oprócz tego zawsze marzył o własnym studiu tatuażu. Był już bliski wcielenia tego pomysłu w życie, gdyby nie jego najlepszy przyjaciel.
Jeszcze raz przeskanował wzrokiem listę rzeczy do zrobienia i stwierdził, że najpierw zmieni terminy lotów Anthony'ego do Nowego Jorku. Jego szef obiecał mu, że te trzy dni, kiedy go nie będzie, jego pracownik lub jak myślał pracownica będzie mieć wolne od pracy. Zayn nie mógł sobie wymarzyć lepszego pracodawcy.
Przejrzał propozycje następnych lotów i po wybraniu odpowiednich mógł zabrać się za następne zadanie, którym było napisanie mail'a z danymi przelewu jaki miała zrobić firma współpracująca z 'Wood Incorporates'. Anthony bardzo lubił prowadzić z nimi interesy, ponieważ zawsze dochodziły do skutku i były korzystne dla obu stron, co go satysfakcjonowało. I to bardzo. Lubił kiedy nie tylko on zarabiał, ale także inni.
Zayn przerzucił kilka kartek leżących obok niego i wybrał jedną, interesującą go w tym momencie. Zabrał się od razu do pracy, jednak nie było mu to dane, gdyż z windy naprzeciw niego wyszedł jego szef wraz z osobą, której się tu najmniej spodziewał - Fleur Wood.
Wstał ze swojego miejsca i poprawił spódnice, która nawiasem mówiąc była bardzo niewygodna.
-Dzień dobry, panie Wood - odezwał się damskim głosem i posłał mężczyźnie delikatny uśmiech.
-Witaj Veronico - odparł i odwzajemnił jego gest - Ja idę do gabinetu, a was zostawiam same - dodał, a po chwili go nie było.
Fleur przysiadła na biurku asystentki swojego ojca i posłała jej ciepły uśmiech.
-Jak się masz? - spytała.
Jednak Zayn nie myślał nad odpowiedzią, za bardzo rozpraszały go odkryte uda dziewczyny, ponieważ miała na sobie krótkie szorty. Do tego nie pomagała mu bluzka z dużym dekoltem i odkrytym brzuchem, którą postanowiła dzisiaj założyć. Nie mógł zaprzeczyć, iż wygladała seksownie w zwykłych, jeans'owych spodenkach, białym crop topie, czarnych glanach, z rozpuszczonymi włosami i okularami przeciwsłonecznymi na jej głowie. Była gorąca i musiał to przyznać, jednak nadal go irytowała. Za dużo się uśmiechała.
-W porządku. Dziękuje. A ty? - próbował być uprzejmy i zacząć wcielać w życie plan Harry'ego.
-Rownież. Nawet bardzo dobrze. - odparła i znów się uśmiechnęła.
Niech ją szlag!
-Opowiedz mi więcej o sobie.
I tak oto tym jednym zdaniem Zayn dowiedział się o niej wiele rzeczy. Zaczynając od tego jaki jest jej ulubiony kolor, poprzez stratę mamy, aż po wymarzoną randkę. Jak się okazało, dziewczyna nie była zbyt wymagająca. Chciała iść wieczorem nad molo, posiedzieć z chłopakiem przy wodzie i na spokojnie porozmawiać. Nie potrzebowała żadnych restauracji, kin czy jakichś pikników na środku łąki, co znajdowało się w każdej książce o romansie. Nie marzyła o księciu na białym koniu, lecz facecie, który miał swoje wady i zalety, a także problemy jak każdy. Chciała zasmakować prawdziwej miłości, bo jak dotąd jej się to nie udało. I Zayn z każdym następnym jej słowem czuł, że mają ze sobą więcej wspólnego, niż mu się wydawało. Bo z pozoru, ta zwykła dziewczyna, której nie lubił była niesamowita. Nigdy nie przypuszczał, że zainteresuje go jej osoba. Miał jedynie wykonać zadanie powierzone mu przez Harry'ego, a w między czasie opowiadają sobie nawzajem o swoim życiu. To nic, że ona nie wie, iż to on, tylko w przebraniu. Ważne, że siedzą koło siebie i rozmawiają. Jakby się znali od lat.
~*~
-Harry! - brunet krzyknął wchodząc do mieszkania swojego przyjaciela.
Zdjął swoje ciężkie buty i nie słysząc odzewu udał się w kierunku salonu, gdzie miał nadzieje znaleźć Styles'a. Niestety chłopaka tu nie było, więc Mulat udał się do jego pokoju, po drodze kilka razy nawołując jego imię. Kiedy w końcu znalazł się w pomieszczeniu zastał loczka w kompletnym amoku. Biegał pół nagi po pokoju, a on sam wyglądał jakby przeszło przez niego tornado.
-Harry? - Zayn nie ukrywał swojego zdziwienia zaistniałą sytuacją.
Zielonooki zatrzymał się w pół kroku i zwrócił uwagę na nowo przybyłego. Przeskanował jego ciało wzrokiem i posłał mu kpiący uśmieszek.
-Nie masz swoich ciuchów? - spytał czym już kompletnie zdezorientował Malik'a.
Chłopak spojrzał na swój ubiór i przeklął w duchu. Dopiero teraz zorientował się, że ma sobie koszulkę Harry'ego. Przeczesał nerwowo swoje włosy i spojrzał na przyjaciela.
-Przepraszam, śpieszyłem się, więc założyłem pierwszą, lepszą z brzegu. W ogóle jak ona znalazła się w moim mieszkaniu?
-Musiałem kiedyś zostawić - odparł Styles - Och, dzięki za bałagan - brunet wskazał ręką otaczające go rzeczy.
Malik zmarszczył brwi i spojrzał na niego jak na debila. Kompletnie nie rozumiał tego faceta, a dzisiaj szczególnie. Czasem zastanawiał się, czy nie załatwić mu pobytu w jakimś psychiatryku.
-Słucham?
-No to przez ciebie - kontynuował Harry - Gdyby nie ty, nie byłoby tego bałaganu - dokończył, ani trochę nie rozjaśniając sytuacji, która nadal była zagadką dla ciemnookiego.
-Powtórzę - Malik patrzył na niego z skonsternowaną miną - Słucham?
-Och, jak ty ciężko łapiesz - loczek westchnął i podszedł do swojej ogromnej szafy, z której wyciągnął koszulkę bez rękawów i przeciągnął ją przez głowę - Szukałem tej bluzki przez pół godziny, a jak się okazało - była u ciebie.
Zayn pokiwał głową z dezaprobatą i uśmiechnął się. Westchnął przeciągle i zaśmiał się ze swojego przyjaciela. W sumie nie wiedział dlaczego, ale ta sytuacja bardzo go rozśmieszyła. Nie często okazywał to uczucie, jednak tym razem coś go napadło.
-Jesteś suką - warknął w jego kierunku Harry i wymijając go, opuścił pomieszczenie.
Pokierował się w stronę kuchni i włączył ekspres do kawy. Wyjął kubek z szafki i chwilę później gorący napój parzył jego podniebienie. Uwielbiał ten smak i mógłby pić napój bogów każdego dnia, co de facto robił. W różnych postaciach, ale jednak codziennie.
-Jeśli cię to interesuje - usłyszał głos bruneta tuż za plecami - to dowiedziałem się kilku faktów o twojej dziewczynie - dokończył.
-Ona nie jest moją dziewczyną - jeszcze, dodał w myślach - No mów - ponaglił.
-Radziłbym notować, sporo tego - ostrzegł, a następnie przeszedł do wymieniania - Ulubiony kolor - niebieski, danie - pieczony kurczak, sos - czosnkowy, nie przepada za kuchnią włoską, choć kocha spaghetti. Miała kiedyś chomika imieniem Elvis, ale zdechł po roku. Urządziła mu odjazdowy pogrzeb, jej tata załatwił nawet małą trumienkę. Woli spodnie od spódnic, ale nosi obie rzeczy. Kocha swoje włosy i za nic w świecie ich nie przefarbuje. Umie śpiewać, grać na gitarze i pianinie. Kiedyś chciała uczęszczać na balet, ale zrezygnowała, kiedy dowiedziała się, że musi mieć różową sukienkę. Nie cierpi różowego. - Zayn kontynuował opowiadanie swojemu przyjacielowi o Fleur, a ten słuchał go bardzo uważnie z wielkim zaciekawieniem.
Po dwóch godzinach spędzonych z Harry'm na opowiadaniu mu o ciemnowłosej dziewczynie, Zayn miał dość. Nie przepadał za nią, a przyszło mu o niej rozmawiać, a także dowiadywać się o niej nowych rzeczy. Czymże sobie na to zasłużył?
Jednak jego katuszom nie było końca. Jakie miał szczęście, kiedy wracając do domu spotkał ją w parku. No może nie dosłownie spotkał, ale widział ją siedzącą na ławce z jakimś kolesiem, który patrzył na nią maślanym wzrokiem. Obserwował ich przez dłuższą chwilę i widział jak ten chłoptaś do niej zarywa.
-Cholera - przeklął pod nosem i nie wiedział co go podkusiło, ale ruszył w ich stronę.
Pewnym siebie krokiem zmierzał ku nim, ale kiedy był coraz bliżej jego maska obojętności była coraz bardziej wyraźniejsza. Nigdy nie przejmował się opinią ludzi, bo najzwyczajniej w świecie miał ich głęboko w poważaniu. Tak samo było z Fleur, bo brunetka niesamowicie go irytowała. Jednak było w niej też coś co nieświadomie go przyciągało.
-Unhappy - rzucił na powitanie brązowookiej, udając, że nie zauważył jej towarzysza.
Panna Wood odwróciła wzrok od siedzącego obok niej blondyna i przeniosła go na nowo przybyłego. Zeskanowała jego ciało od stóp do głów i westchnęła wewnątrz siebie. Zdecydowanie był gorący.
-Unhappy? - spytała spoglądając na jego przystojną twarz.
-Irytuje mnie ta twoja ciągła wesołość - odpowiedział jakby to było najoczywistszą rzeczą na świecie.
-Idziemy w dobrym kierunku - odparła kompletnie zapominając o siedzącym obok koledze.
Przy Zayn'ie wszystko odchodziło w niepamięć i nawet nie zamierzała sobie przypominać o blondynie, gdyby nie fakt, że lekko odchrząknął. Fleur momentalnie wróciła do realnego świata i znów swoją uwagę skupiła na siedzącym obok chłopaku.
-Och, tak. Zayn to jest Jake, mój kolega ze studiów. Jake, to jest Zayn, mój..
-Znajomy - dokończył za nią brunet.
Obojętnym wzrokiem popatrzył na niebieskookiego i albo się Fleur zdawało, albo nie, widziała gniew w oczach Zayn'a.
Jake chcąc być uprzejmy wyciągnął rękę w kierunku nowo poznanego, jednak tamten nie miał zamiaru oddawać gestu. Stał, teraz całą swoją uwagę kierując na Fleur, która czuła się w tym momencie bardzo nieswojo. Zdarzało jej się to bardzo rzadko, ale obecna sytuacja była dla niej ogromnie krępująca.
-Co tutaj robisz, Zayn? - spytała cicho patrząc w jego piękne oczy.
Przyciągały jak magnez, a kiedy się w nie spojrzało nie można było przestać. Była to zaleta jak i wada chłopaka. Mówi się, że oczy są zwierciadłem duszy, ale jego dusza nie była taka zwykła. Wciągała i nie potrafiłeś się wyrwać z jej objęć. Wystarczyło zasmakować jej kawałek, a dalej nie potrafiłeś się oprzeć.
-Nieważne - odparł chłodno - Do zobaczenia Fleur - nachylił się nad nią i delikatnie musnął jej zaróżowiony policzek - Uważaj na tego chłoptasia - wyszeptał jej do ucha, którego przygryzł płatek i tak po prostu odszedł.
Odszedł zostawiając ją samą z milionami pytań i siedzącym obok Jake'iem.
~*~
Panna Wood zmierzała pewnym siebie krokiem, wraz z Louis'em u boku do swojego domu. Obiecała mu, że po spotkaniu z Jake'iem wstąpi po niego do pracy i razem udadzą się do niej, aby tam zamówić pizzę i całą ją pochłonąć. Oczywiście większą połowę zjadał Lou, ale Fleur również potrafiła zjeść, a plusem była jej świetna przemiana materii, więc nie musiała martwić się zbędnymi kilogramami. No cóż, rzadko kiedy zdarzało jej się ćwiczyć, najczęściej 'pomagała' w tym Tomlinson'owi. A pod słowem pomoc kryło się to, iż po prostu siedziała na jego plecach, podczas gdy on robił pompki. Chłopak czasem miał ochotę ją z tamtą zrzucić, bo ciągle marudziła, ale po skończonych ćwiczeniach zawsze masowała mu kark, więc nie narzekał.-Zgodził się? - spytał znienacka jej przyjaciel.
-Kto? - spytała wyrwana ze swoich myśli.
-Jake - wyjaśnił.
-Ach, on. Tak, zgodził się.
Przez resztę drogi żadne z nich się nie odzywało, a cisza panująca między nimi wcale nie była krępująca. Kołysali swoimi rękami splecionymi w 'koszyczek', będąc pogrążonymi we własnych myślach. Przecież byli młodzi i tyle jeszcze przed nimi. Każde z nich zastanawiało się, co będą robić po studiach. Może któreś z nich wyjedzie. Bądź któreś wyjdzie za mąż. Nie byli w stanie przewidzieć przyszłości. Mogło się zdarzyć wszystko.
-Jak myślisz? Czy będziemy się przyjaźnić, dopóki śmierć nas nie rozłączy?
-Choćbym musiał wyjechać na koniec świata, nigdy nie zerwę z tobą kontaktu - odparł - Poza tym, chyba byś mi nie dała o sobie zapomnieć. Już sobie wyobrażam te miliony sms'ów każdego dnia. - zaśmiał się.
-Miej się na baczności, Tommo! - mruknęła poważnie, lecz chwilę później dołączyła do szatyna.
I tak śmiali się, aż nie dotarli do domu dziewczyny. Kilka świateł paliło się w oknach i brunetka wiedziała, że jej ojciec jest w domu, co ją zdziwiło, ponieważ o tej godzinie był jeszcze w pracy.
Wyjęła klucze z torebki przewieszonej przez ramię i przekręciła zamek w drzwiach. Otworzyła drewnianą powłokę i kiedy tylko znalazła się w środku poczuła cudowny zapach lasagne. Anthony był świetnym kucharzem, choć nie często to robił. Tym razem chyba chciał zaskoczyć córkę co mu się w stu procentach udało.
Po ściągnięciu butów oboje udali się w kierunku kuchni, gdzie jak się Fleur spodziewała, krzątał się jej ojciec. Mężczyzna wyjmował danie z piekarnika, a kiedy ujrzał ich twarze uśmiechnął się ciepło.
-No to lipa z pizzy - wyszeptał jej do ucha, a zaraz potem usiadł do stołu i nałożył sobie największy kawałek ze wszystkich.
_________________________________________________
Chyba przeszłam samą siebie. Poproszę werble! 2249 słów! To za to, że tak długo nie było rozdziału, za co przepraszam, no ale cóż, były tylko 2 komentarze.
Chyba przeszłam samą siebie. Poproszę werble! 2249 słów! To za to, że tak długo nie było rozdziału, za co przepraszam, no ale cóż, były tylko 2 komentarze.
1. Komentujcie! To dla mnie motywacja do pisania.
2. Polecajcie to opowiadanie znajomym itd., żeby było Was więcej.
3. Wyrażajcie swoją opinię na TT pod hashtag'iem #MyMysteryFF
4. Błagam rozruszajcie mojego aska, bo cholerne nudy!
Do następnego, Kochani! Komentujcie!
Och, i jeżeli jesteście ciekawi, to zajęłam III miejsce w konkursie. Link do imagin'a - http://najlepszepolskieimaginyonedirection.blogspot.com/2015/05/konkurs-miejsce-3.html
P.s. Przepraszam, jeżeli pojawiły się jakiekolwiek błędy!
Pisz szybko czekam na nexta :*
OdpowiedzUsuńhmmmm hmmm no brak słów kochana. odjeło mi mowę. duzo się dzieje i myślę, że za ciągłym uśmiechaniem fleur kryje się coś mrocznego, albo po prostu czytam za dużo wyobraźnia działa. nieważe. no to czekam na kolejne rozdziały i dużo weny. pozdrawiam
OdpowiedzUsuńK.
W sumie nie wiem co kryje się za ciągłym uśmiechem Fleur, ale ciii!
UsuńMiała irytować Zayn'a. Taki bynajmniej był mój plan :)
Dziękuję ślicznie za komentarz! :***
Jejku! Świetny rozdział *.* Uwielbiam takiego Zayn'a <3
OdpowiedzUsuń